...a
może tylko mam złe doświadczenia jeśli chodzi o wszelkiego
rodzaju związki łączące mnie z ludźmi? To też, ale przeraża
mnie nietrwałość tychże związków. Jestem uczulony na
nietrwałość, bo doświadczyłem jej w ekstremalnej wersji.
Najpierw znalazłem się w pustce, a potem między przypadkowymi
ludźmi, wśród których nie umiałem się odnaleźć. Później
poznałem takich, z którymi, przynajmniej, można było porozmawiać
na różne tematy. Jeden, po kilku miesiącach, zaryzykował wyjazd
zagranicę i już nie wrócił, a drugiego zabrał Joe
Black...
Znów za jedyne towarzystwo miałem ludzi, których główną myślą
jest: gdzie, z kim i za co się nachlać.
Przez
długi czas byłem jedynie obserwatorem życia wokół mnie. Na
ograniczonej – do łóżka i połowy blatu stolika – przestrzeni,
zbudowałem swój prywatny kawałek świata, odcięty od pozostałych
czterech osób. Książki, muzyka, filmy i... milczenie, bo tu nie
powierza się ludziom swoich sekretów. Tu nie ma przyjaciół, tu
nie ma znajomych, tu są ludzie, z którymi, po prostu, mieszka się
– tymczasowo, a potem rozstaje bez najmniejszego żalu.
Swoje
wirtualne życie też zacząłem od obserwowania, „przysłuchiwania
się”, a czasami wtrącania w dyskusję paru zdań. Można
powiedzieć, że poznałem w ten sposób kilka osób, które lubię,
szanuję, i bez których byłoby niemożliwie pusto.
„Kto
raz doświadczył tej pustki, nigdy nie będzie taki sam. (...)
Utracił wiarę w solidność rzeczy ziemskich. Boi się choćby
nawet lekko ich dotykać, ponieważ nie chce usłyszeć niepokojącego
odgłosu pustki.”
Giacomo
Biffi
Dlatego
przykro mi jest patrzeć, jak pomiędzy tymi wyjątkowymi dla mnie
osobami dochodzi do nieporozumień, zbędnych spięć. Zaczynam się
wtedy bać, że dostanę rykoszetem, że po raz kolejny zostanę
przez kogoś skreślony. Może powinienem już do tego przywyknąć,
pogodzić się z faktem, że tak się coraz częściej dzieje...?
Może świat wirtualny jest taki sam jak mój realny, w którym nie
ma przyjaciół, nie ma znajomych, są tylko ludzie, którzy
pojawiają się, przez moment towarzyszą mi w jakiś sposób i
znikają...?
Nie
cierpię uczestniczyć w wojnach, a zwłaszcza takich, których nie
umiem ogarnąć. Kiedy nie wiem z jakiej przyczyny i w jakim celu się
toczą. Gdy dochodzi do walki w zupełnie niespodziewanym momencie,
tak jak wczoraj.
To,
co czułem, idealnie oddaje poniższy cytat:
„(...)
i siedział nieruchomo, czując w piersi wielką pustkę, taką, jaka
ogarnia człowieka, gdy nie rozumie nic z tego, co się wokół niego
dzieje.”
Margit
Sandemo
Podsumuję
krótko i muzycznie: