News

Do tekstów pochodzących z bloga - wszelkie prawa są zastrzeżone

niedziela, 31 lipca 2016

Transfobia wśród LGB


Każdy człowiek, bez względu na orientację, kolor skóry, wyznanie, status rodzinny, zawodowy czy majątkowy, potrzebuje przynależeć do kogoś lub czegoś. Potrzebuje być częścią czyjegoś życia lub częścią grupy – mniejszej lub większej. Gdy nie przynależy się do nikogo i niczego pogłębia się poczucie pustki i samotności. Traci się wolę życia.
Nawet ludzie, którzy akceptują swoją samotność lub, po prostu, przywykli do niej, szukają „swojego miejsca” wśród innych ludzi, a czasem wśród zwierząt. Zobaczcie, jak wielu samotnych ludzi ma w domu psa, kota lub innego zwierzaka. Posiadanie zwierzęcia daje poczucie przynależności do drugiej żywej istoty, ale również do grupy psiarzy czy kociarzy. Podświadomie szukamy grupy, z którą w jakikolwiek sposób identyfikujemy się. Szukamy ludzi, wśród których możemy czuć się dobrze, bezpiecznie, którzy mają podobne zainteresowania, wyznają podobne wartości lub zaangażowanych w Wielką Wspólną Sprawę.

Od najmłodszych lat szukałem swojego miejsca wśród ludzi i nie mogłem go znaleźć, bo nigdzie nie pasowałem, a jeśli nawet pasowałem, to na krótko, zanim inni nie zorientowali się, że coś ze mną jest nie tak, że jestem dziwny – ni to, ni sio. Może właśnie dlatego najlepiej czułem się w obecności swojego psa, który mnie nie oceniał, nie wyśmiewał i kochał takiego, jakim jestem.
Potem przytuliłem się do środowiska, do którego wreszcie pasowałem – środowiska LGBT+. A przynajmniej, tak mi się wydawało, że pasuję. Dość szybko ściągnięto mnie z obłoków na ziemię. Nagle okazało się, że środowisko, zwłaszcza lesbijek i gejów, jest tak samo nieprzyjazne i często wrogo nastawione do osób trans, jak środowisko osób hetero. Przekonałem się o tym nie jeden raz. Nawet jeśli różne durne teksty nie były kierowane bezpośrednio do mnie, to jednak odbierałem je osobiście, jako osoba reprezentująca literkę „T”. Co jest ciekawsze, zazwyczaj osoby robiące sobie podśmiechujki z „transów”, dyskredytujące ich męskość bądź kobiecość, poniżające słownie, mają świadomość, że ich teksty właśnie czytają osoby trans. Można zadać sobie pytanie: w jakim celu to robią? Czy są tak bezwzględne, czy tylko mało inteligentne i źle wychowane? A może w ten sposób pompują swoje mikroskopijne ego? Dowalić publicznie transowi jest fajnie – kumple (kumpelki) od razu poczują respekt, a nawet przyłączą się do zabawy – zabawy cudzym kosztem.
Niewiele osób o tym wie, ale mam taką dziwną właściwość, że nie tylko wrogość, ale i niechęć wyczuwam na odległość, nawet tę wirtualną. I jeszcze nie było przypadku, bym się pomylił. A czasem tak bardzo chciałbym się pomylić...
Rzygam już tłumaczeniem, czym jest transseksualizm, dlaczego takie osoby cierpią psychicznie i jak wygląda totalnie popaprane życie. Do tłumoków i tak to nie trafi, never. Rzygam też wszystkimi poniżającymi tekstami kierowanymi do TS-ów – bezpośrednio lub pośrednio. Z tego powodu, coraz rzadziej zaglądam do grup na Facebooku, przestaję wchodzić na gejowskie blogi i czytać zamieszczane tam komentarze. Po chuj mam się jeszcze bardziej dołować? Naprawdę, macie dar zrażania do siebie ludzi.
Chcę Wam tylko uświadomić dwie rzeczy. Bezmyślne (a może rozmyślne) słowa, które kierujecie do ludzi takich jak ja, ranią i pozostają na bardzo długo w pamięci, powodują również, że odsuwamy się od ludzi ze strachu przed nimi. A po drugie, uważajcie, bo może się zdarzyć, że Wasza dobra zabawa skończy się czyimś odejściem – „smutnym, samotnym i ostatecznym”. Jak się wtedy będziecie czuli? Tak, wiem, powiecie, że jednego popaprańca mniej...
Mam już tak dosyć, że nawet przestałem brać pod uwagę (w przyszłości) wejście w związek z gejem, który jest biologicznym mężczyzną. Nie chcę być dla kogoś „okresem przejściowym”, kimś na zastępstwo, póki nie znajdzie się ten Jedyny – „prawdziwy” facet. Nie chcę już więcej słyszeć, że transseksualizm jest chorobą psychiczną, którą powinno się leczyć w psychiatryku, że korekta płci to tylko zachcianka, i że w ogóle budzimy w innych obrzydzenie. Nie chcę być ciągle traktowany jak „coś” poniżej szczura. Nie zasłużyłem na to. I nie pozwolę odebrać sobie ludzkiej godności, bo tylko ona mi została.

Ale żeby nie było, że wszystkich wrzucam do jednego worka z napisem: „Chorzy na transfobię”, dodam, że wśród gejów (i lesbijek) są też ludzie wrażliwi, otwarci, rozumiejący, przyjaźnie nastawieni... Choć tyle miałem szczęścia, że co najmniej kilka takich osób pojawiło się na mojej drodze. Póki co – wirtualnej drodze. Staram się wierzyć, że przyjaźnie te przetrwają. Przynajmniej tyle.

Jeszcze 3 miesiące temu, biorąc udział w Marszu Równości, z dumą patrzyłem na powiewające wokół mnie tęczowe flagi. Wtedy pierwszy raz poczułem, że przynależę do wspaniałej, ogromnej Rodziny. Przez moment byłem jej częścią. Dzisiaj czuję się tak, jakbym po raz drugi stracił swoją Rodzinę.

sobota, 23 lipca 2016

Z życia wzięte


Na jednym z wielkomiejskich przystanków grupka ludzi czeka na autobus. Dwóch młodych chłopaków głośno komentuje imprezę sprzed dwóch dni, zakończoną niepamięcią. Elegancka kobieta, wyglądająca na pracownicę banku albo korporacji, rozmawia przez telefon – z tonu jej głosu wynika, że to rozmowa służbowa. Siedząca na ławeczce, pod przystankową wiatą, staruszka, co rusz podnosi się, by sprawdzić, czy nie jedzie autobus. I mężczyzna w jasnoniebieskich dżinsach, takiej samej koszuli, sportowych, markowych butach, z przewieszonym przez jedno ramię plecakiem – chodzący wzdłuż krawężnika, tam i z powrotem.
Podjeżdża autobus. Mężczyzna z plecakiem przepuszcza w drzwiach elegancką kobietę, która dziękuje za uprzejmość promiennym uśmiechem. Przystanek pustoszeje. Mężczyzna zajmuje miejsce przy oknie. Kobieta kasuje bilet i przysiada się do mężczyzny. Delikatny aromat damskich i męskich perfum miesza się. Kobieta wyjmuje telefon, sprawdza, co znajomi zamieścili na Facebooku. Mężczyzna wpatruje się w okno. O czym myśli?
Jego myśli nie mają teraz żadnego znaczenia, ponieważ do autobusu wsiadają kontrolerzy biletów. Mężczyzna nie lubi takich sytuacji, zwłaszcza gdy autobus jest wypełniony ludźmi. Sięga jednak po portfel, wyjmuje dowód i złożony na cztery druczek. Podając dokumenty kontrolerowi, uchwyca lekko zdziwione spojrzenie siedzącej obok kobiety. Kontroler zerka, czy dane na druczku zgodne są z danymi w dowodzie i oddaje mężczyźnie dokumenty. Odwraca się do innych pasażerów. Blokowisko za oknem zdaje się nie mieć końca.
Autobus zatrzymuje się na kolejnym przystanku. Otwierają się drzwi i do wnętrza pojazdu wchodzi Człowiek – niedogolony, niedomyty, niedoprany, ale trzeźwy. Obszarpany plecak, zapewne, ma wypełniony pozgniatanymi puszkami po napojach, z kieszeni wystaje utytłana foliówka, do której Człowiek zbiera pety znalezione na ulicy. Człowiek nie wchodzi w głąb pojazdu, lecz zostaje przy drzwiach. Pewnie ma do przejechania jeden lub dwa przystanki. Buty trzeba oszczędzać.
Panie! W takim stanie nie wchodzi się między ludzi! - odzywa się do Człowieka inny człowiek, równocześnie rozglądając wokół, jakby szukał poparcia u innych pasażerów.
Człowiek jeszcze bardziej przysuwa się do drzwi.
Głuchy jesteś?! - Do akcji wkracza jeden z chłopaków, ten od imprezy zakończonej niepamięcią. – Wypierdalaj, żulu!
Kontrolerzy przerywają sprawdzanie biletów i na najbliższym przystanku „pomagają” Człowiekowi opuścić pojazd komunikacji miejskiej.
Obrzydliwość! Powinni coś zrobić z tymi bezdomnymi. – Elegancka kobieta spojrzała na mężczyznę. – W każdym autobusie i tramwaju powinna wisieć tabliczka: „Bezdomnym wstęp wzbroniony” – zachichotała.
Mężczyzna podnosi się z miejsca. Autobus właśnie dojeżdża do „jego” przystanku. Mężczyzna wysiada, zarzuca plecak na ramię i idzie w głąb osiedla. Drzewa, krzewy, trawniki – a wszystkie soczyście zielone, przyjemnie szumiące, dające cień, gdy słońce praży niemiłosiernie.
Nagle przypomina sobie Człowieka z autobusu, który teraz, zapewne, przemierza rozgrzane ulice, w poszukiwaniu puszek i niedopalonych papierosów. Wieczorem, być może, znajdzie trochę chłodu i spokoju na jakimś skwerze albo w pustostanie...
Dobrze mieć dach nad głową, stałe i bezpieczne miejsce, nawet jeśli mury są rozgrzane, a w pokoju nie ma czym oddychać – myśli mężczyzna i naciska dzwonek domofonu, umieszczony pod czerwoną, rzucającą się w oczy tablicą...


Autor bloga korzystał z noclegowni przez 186 dni, a potem znalazł miejsce w schronisku, gdzie przebywa od 427 dni. 
613 dni w placówce... 


poniedziałek, 18 lipca 2016

Pomiędzy


Błąkam się...
pomiędzy chcę a muszę,
pomiędzy radością a smutkiem,
pomiędzy uczuciami a słowami,
pomiędzy nadzieją a jej brakiem,
pomiędzy życiem a śmiercią,
pomiędzy ludźmi a pustką,
pomiędzy rozsądkiem a głosem serca,
pomiędzy rozmową a milczeniem,
pomiędzy duszą a ciałem,
pomiędzy zrozumieniem a jego całkowitym brakiem,
pomiędzy piórem a kartką,
pomiędzy niebem a ziemią,
pomiędzy akceptacją a wrogością,
pomiędzy ciszą a gwarem,
pomiędzy przeszłością a teraźniejszością,
pomiędzy wiedzą a jej brakiem.
Zawsze pomiędzy...

Jestem wszędzie i nigdzie.
I coraz bardziej się boję.

niedziela, 3 lipca 2016

Być w cudzej skórze


Środowisko LGBTQIA jest wielobarwne, może dlatego przylgnęła do niego nazwa: tęczowe. Jakie grupy tego środowiska opisują poszczególne litery? Przybliżę Wam nieco ten skrót.
L i G to osoby homoseksualne, ukierunkowane na przedstawicieli tej samej płci, a więc lesbijki i geje.
B oznacza osoby biseksualne, które na partnerów wybierają osoby tej samej płci lub przeciwnej.
T jest przypisane do osób transseksualnych, u których płeć psychiczna nie zgadza się z fizyczną.
Q czyli queer, to wszystkie osoby, które nie określają się jednoznacznie jako osoby heteroseksualne, homoseksualne, biseksualne lub transseksualne, a często również nie identyfikują się z żadną płcią.
I oznacza osoby interseksualne, czyli takie, które urodziły się z fizycznymi cechami żeńskimi i męskimi. Bardziej znaną nazwą jest hermafrodytyzm.
A odnosi się do osób aseksualnych, które trwale nie odczuwają pociągu seksualnego do innych osób.

Wielokrotnie w ciągu życia tłumaczyłem różnym osobom, na czym polega transseksualizm, i że nie ma on nic wspólnego z transwestytyzmem. Również na ten temat pojawia się coraz więcej publikacji, a mimo tego spora część osób stawia znak równości pomiędzy jednym a drugim.

Ciągle w świadomości wielu ludzi pokutuje przekonanie, że osoby transseksualne to te, które się przebierają, bo lubią, bo to je podnieca, które upodobniają się do płci przeciwnej, bo takie mają widzimisię, bo to modne. Nic bardziej mylnego. Osoby transseksualne, po prostu, chcą funkcjonować w życiu i społeczeństwie zgodnie z odczuwaną płcią – jak każdy inny człowiek. Ale jak mają normalnie funkcjonować, gdy istnieje rozbieżność pomiędzy płcią odczuwaną a wyglądem zewnętrznym (i wcale nie mam tu na myśli odzieży, lecz ciało). Dlatego nie ma większego znaczenia, co na siebie ubierzemy, jeśli natura wyposażyła nas w fizyczne cechy, które odczuwamy jako obce, i których nie jesteśmy w stanie zaakceptować. Jest to tak silna potrzeba BYCIA SOBĄ, że decydujemy się na korektę płci, mimo że często z tego powodu tracimy rodziny, przyjaciół, znajomych, pracę, a nawet dom. Decydujemy się, wiedząc, że dalsze życie może upłynąć nam w samotności, że długotrwale przyjmowane hormony niszczą nam zdrowie, że kolejne zabiegi operacyjne będą okupione bólem, a ich efekt może nie być taki, jakiego oczekiwaliśmy.
Pewnie, jeszcze nie raz będę wracał do tego tematu, bo przecież wokół niego toczy się całe moje życie. Ale proszę Was o jedno – jeśli nie jesteście w stanie zaakceptować ludzi takich jak ja i naszych wyborów, to przynajmniej nie atakujcie nas, nie poniżajcie. Wystarczy nam cierpień zgotowanych przez los...