News

Do tekstów pochodzących z bloga - wszelkie prawa są zastrzeżone

wtorek, 21 marca 2017

Za szybą


Całe życie przyglądałem się swoim kolegom, kuzynom i myślałem: dlaczego nie mogę być taki, jak oni? Dlaczego nie mogę wyglądać jak oni? Nie marzyłem nawet, by być mega przystojnym, nie marzyłem o widocznej muskulaturze. Chciałem być przeciętnym chłopakiem, potem przeciętnym mężczyzną – tylko tyle.
Moje życie wewnętrzne od zewnętrznego dzieliła szyba. Stałem przy niej i obserwowałem toczące się po drugiej stronie życie. A nawet jeśli w jakiś sposób uczestniczyłem w zewnętrznym życiu, była to jedynie gra pozorów, bo nie mogłem być sobą.
Wczoraj, po małej i sympatycznej wymianie zdań na jednym z forów, uświadomiłem sobie, że nadal stoję za szybą, że nadal jestem tylko obserwatorem prawdziwego życia. Było to przykre uczucie.
W moim przypadku, pomiędzy „chcieć” a „móc” jest olbrzymia przepaść, której ani ja, ani medycyna nie jesteśmy w stanie pokonać. Nigdy nie będę taki, jak ci po drugiej stronie. Nawet do upragnionej przeciętności będzie mi daleko. I nigdy nie doświadczę tak wielu wspaniałych rzeczy, bo jak ktoś ładnie to ujął: „muszę wspinać się po to, co u innych leży na podłodze”, a do niektórych rzeczy, po prostu, nie dosięgnę.
Na co dzień, staram się odsuwać od siebie podobne myśli, lecz kiedy przedrą się, jak teraz, jedyne czego chcę, to przestać istnieć.
Życie za szybą wydaje się względnie bezpieczne, ale ogólnie rzecz biorąc, jest do dupy.

piątek, 17 marca 2017

W poczekalni życia


Zakładając tego bloga długo zastanawiałem się nad wybraną dla niego nazwą. Poczekalnia zazwyczaj kojarzy się z miejscem, w którym nie dzieje się nic pasjonującego, czas płynie powoli, jedni ludzie przychodzą, inni wychodzą... A poczekalnia życia to już w ogóle dramat – to jak siedzenie i czekanie na życie, które cały czas przepływa obok.
O ile zgadzam się, co do pierwszej definicji, o tyle w mojej życiowej poczekalni jest zupełnie inaczej. Owszem, czekam na swoje prawdziwe życie (czytaj: po korekcie), ale poza tym, nie ma mowy o stagnacji. Nie ważne, jak daleko sięgnę pamięcią, odnoszę wrażenie, że całe życie cierpię na poznawcze i zadaniowe ADHD. Jestem niczym chłop, który zbiera śrubki, nakrętki, kabelki, i każdą inną pierdółkę, która kiedyś może się przydać. Tyle że ja, oprócz wspomnianych pierdółek, zbieram też różne praktyczne umiejętności, które mogą być kiedyś wykorzystane lub nie. Po prostu, jeśli coś mnie zainteresuje, muszę się tego nauczyć, korzystając z dostępnych kursów, szkoleń, a najczęściej bez niczyjej pomocy (no, może poza wszystkowiedzącym Internetem).
Ciągły głód wiedzy bywa upierdliwy, bo najczęściej pozbawia mnie wystarczającej ilości snu, ale cóż – coś za coś. Poza tym, te „zajęcia dodatkowe” pomogły mi (i nadal pomagają) przetrwać niezbyt dobre chwile i zagłuszyć samotność. Dlatego nigdy nie kalkuluję, czy zarobię kiedyś na danej umiejętności, czy nie. Aczkolwiek zdarzyło się już parokrotnie, że wykorzystałem swoją wiedzę w celach zarobkowych. Jak widać – nic w przyrodzie nie ginie.
Gdy myślę o tym, czego jeszcze chciałbym się nauczyć, a może i w jakiś sposób zrealizować, zaczynam obawiać się, że życia mi nie wystarczy. Dlaczego nie można zaciągnąć kredytu, którego walutą jest czas...?

sobota, 11 marca 2017

Rodzice, obudźcie się!


Gdy po raz kolejny słyszę, czytam o zachowaniach rodziców względem swoich transseksualnych dzieci (homoseksualnych również), to dochodzę do przekonania, że jest całkiem sporo osób, które nie zasłużyły na to, by zostać rodzicami. Never!
Będę teraz brutalny. Tak więc, pseudorodzice... Jeśli nie umiecie zaakceptować swojego dziecka tylko dlatego, że nieco „inne” przyszło na świat, jeśli dręczycie je codziennie z powodu owej „inności”, jeśli wymuszacie na nim zachowania, które nie leżą w naturze dziecka, jeśli nie chcecie być dla dziecka wsparciem i w ten sposób próbujecie je „wyleczyć”, jeśli straszycie je utratą rodziny i domu, albo, co gorsza, spełniacie te groźby, jeśli odczuwacie wstyd, że macie dziecko o innej tożsamości płciowej czy orientacji seksualnej, jeśli nie pozwalacie mu żyć tak, jak chce nawet w dorosłym życiu, to... Nie zasługujecie, by ktokolwiek nazywał was mamą czy tatą. Nie zasługujecie na miłość waszego dziecka ani na czyjkolwiek szacunek. I nie macie prawa oczekiwać wsparcia od dziecka (nawet dorosłego), jeśli sami go nie dawaliście. Nie macie prawa uczestniczyć w dalszym życiu waszego dziecka, bo jedyne co potraficie to komplikować je. To przez was cierpią wasze dzieci, przez was dokonują prób samobójczych i samobójstw, przez was nie wiedzą, jak żyć i popełniają coraz gorsze wybory i błędy, przez was wpadają w coraz głębszą depresję, a potem szukają wsparcia u zupełnie obcych ludzi. Dla waszych dzieci to nie odmienna tożsamość płciowa i orientacja seksualna jest największym problemem – największym problemem jesteście wy, pseudorodzice.
Obudźcie się wreszcie i zacznijcie, w końcu, kochać wasze dzieci takimi, jakie są! One nie prosiły się na ten świat. To wy zdecydowaliście, w którymś momencie, że zostaniecie rodzicami. Dziecko to nie zabawka. Dziecko to nie jest Plastuś, którego można lepić według własnego widzimisię, narzucając mu sposób widzenia świata, role społeczne, płeć, czy to, kogo może kochać, a kogo nie. Dziecko ma również własną osobowość, którą chce wyrażać, bo tylko wtedy będzie szczęśliwe. Jeśli tego nie jesteście w stanie pojąć, jeśli jedynie potraficie unieszczęśliwiać swoje dziecko – nie nazywajcie siebie rodzicami, bo to olbrzymie nadużycie. A więzy krwi nie uprawniają was do niszczenia tych, których powinniście kochać i wspierać.
Obudźcie się, póki czas...

czwartek, 9 marca 2017

Telewizja, która uświadamia


Bardzo cieszy mnie fakt, że coraz częściej można natknąć się w programie telewizyjnym na produkcje poruszające temat transseksualizmu. Niewątpliwie, w tej kwestii, od lat prym wiedzie stacja TVN. Kilka razy osoby TS były zapraszane do „Rozmów w toku”, temat był również poruszany w TVN Style, a w „Ukrytej prawdzie” co najmniej dwa razy (odc. 241 i 722).
W ciągu ostatnich dwóch tygodni, aż trzy razy wyemitowano programy (w tym dwa razy na TVN), w których poruszony był temat osób TS.
22 lutego – TVN – „Ukryta prawda” odc. 722. Określę go jako „mocny” – dramat osobisty i rodzinny. Nie będę spoilerował. Odcinek do obejrzenia w necie.
6 marca – TLC – film dokumentalny „Gdy syn staje się córką”. Film opowiada o pięknej inicjatywie, jaką podjęli rodzice dziewczynek transpłciowych – raz w roku organizują letni obóz dla swoich dzieci, obóz, na którym choć przez kilka dni dzieci mogą w pełni być sobą. Bardzo poruszający dokument.
8 marca – TVN – „Szpital”. Pacjent SOR-u poznaje swojego przyszłego zięcia, który jest transseksualistą k/m. Także bez spoilera i do obejrzenia w necie.

A na deser dokument z YouTube: „Moje mamy były mężczyznami”. 

 

środa, 8 marca 2017

Codzienność transseksualisty


Są osoby, którym transseksualizm wypełnia niemal całą dobę. Są tak skupieni na swoim TS, że nie mają czasu ani ochoty na nic innego. Nie wyobrażam sobie takiego życia i podejrzewam, że większość psychicznych dołów i dołków, bierze się właśnie z takiego zatrzaśnięcia w transseksualnej rzeczywistości. Zrozumiałbym, gdyby był to stan przejściowy. Któż z nas nie doświadczył zniechęcenia, poczucia bezsensowności istnienia i czarnych, depresyjnych dni? Chyba nikogo to nie ominęło. Zrozumiałbym nawet, gdyby podobna niemoc życiowa dopadła osoby, które wiedzą, że są TS, ale wiedzą również, że choćby z powodów rodzinnych, nie będzie im dane posmakować życia w płci, którą odczuwają. Choć, jak widać na moim przykładzie, nic nie jest przesądzone.
Jednakże, najczęściej w stan odrętwienia popadają ci, którzy już znaleźli się na drodze diagnostyki i korekty płci. I zazwyczaj nie wynika to wcale z niepewności, czy postępują właściwie, lecz z przekonania, że prawdziwe życie zacznie się po korekcie, a przed – nie warto w nic się angażować. Trwają więc w totalnym zawieszeniu i czekają na TEN DZIEŃ, który odmieni ich życie.
Raczej trzymam się ziemi, a nie obłoków, więc mam nieco inne podejście do teraźniejszości i mglistej przyszłości. Podejrzewam, że poza wyglądem, głosem i danymi osobowymi, w moim życiu niewiele się zmieni. Nadal będę miał obowiązki, takie same, jak dotychczas, nadal będę poświęcał czas swoim pasjom i nadal będę ciekawy świata i innych ludzi. Będę pracował zawodowo, a w domu będę sprzątał, prał, gotował, chodził na spacery z moimi psami, bawił się z nimi, będę oglądał filmy, czytał książki, pisał bloga, będę też zaglądał na fora, spotykał ze znajomymi... Nic nowego.
Od chwili, gdy podjąłem decyzję o korekcie płci, staram się jak najlepiej przygotować grunt pod to, co nastąpi. Pewnie, że miewam okresy nicnierobienia, ale trwają one góra kilka dni, po czym wracam do życia. To, co udało mi się osiągnąć przez ostatnich 10 miesięcy, dla mnie to naprawdę dużo: rozpocząłem diagnostykę, ukończyłem z bardzo dobrym wynikiem kurs zawodowy, a przede wszystkim, wydostałem się o własnych siłach z bezdomności. Na dobrą sprawę, nie musiałem niczego zmieniać w swoim życiu, przynajmniej do czasu rozpoczęcia hormonoterapii. Mogłem nadal mieszkać w schronisku (nikt mnie stamtąd przecież nie wyrzucał) i nie martwiłbym się o tysiąc innych rzeczy, o które muszę się martwić się jako osoba „domna”. Ale zdawałem sobie sprawę, że jeśli nie ruszę tyłka i nie zawalczę o normalne życie (bo życie w schronisku, nie jest normalnym życiem), to nie mam nawet co marzyć, by przejść tak trudną drogę, jaką jest korekta płci.
Wpis ten nie ma na celu krytykowania kogokolwiek, bo dawniej sam wielokrotnie poddawałem się marazmowi czekając na coś, co miało nastąpić w przyszłości. Wiem już, że to marna metoda, bo wówczas czas niemal zatrzymuje się w miejscu, godziny i dni wloką się niemiłosiernie, a upragniony TEN DZIEŃ zamiast przybliżać – oddala się albo nigdy nie następuje. Na szczęście, takie stany trwały u mnie krótko, bo nie potrafię, na dłuższą metę, zajmować się tylko czekaniem i swoimi myślami. Ale o tym kiedy indziej.

poniedziałek, 6 marca 2017

Granice tolerancji


Gdy ktoś zadaje mi pytanie, czy jestem człowiekiem tolerancyjnym, odpowiadam, że nie. Nie da się być tolerancyjnym wobec wszystkich i wszystkiego, a zadane w ten sposób pytanie, właśnie to sugeruje.
O wiele łatwiej jest odnieść się do pytania: „Jesteś tolerancyjny wobec (tu wstaw dowolną treść)? Można wówczas bardziej precyzyjnie określić granice własnej tolerancji, co do pewnych zachowań, zjawisk etc.
Czymże jest tolerancja? Według nauk socjologicznych – najkrócej rzecz ujmując – to poszanowanie lub chęć poszanowania czyichś upodobań, poglądów albo wierzeń, różniących się od własnych. Oznacza to, że nie ma tu miejsca na negatywne czy niesprawiedliwe osądzanie innych albo dyskryminację. Generalnie, jeśli coś (kogoś) tolerujemy, znaczy to, że oscylujemy pomiędzy: znoszeniem czegoś (kogoś) a akceptowaniem.
Tolerancja – piękne słowo. A jeszcze piękniej byłoby, gdybyśmy posługiwali się nim zgodnie z jego znaczeniem. Czy tak jest? Nie do końca. Wiele razy, od różnych osób, słyszałem (sam, zresztą, też mówiłem) coś takiego: „Muszę to tolerować”. Dwa wykluczające się słowa. Jeśli „muszę”, to znaczy, że coś budzi mój wewnętrzny sprzeciw, a jedynie na zewnątrz zachowuję pozory, że jest inaczej. To na pewno nie jest tolerancja.
Myśląc o swoim podejściu do tolerancji, dochodzę do wniosku, iż magia tego słowa polega na tym, że występuje ono poza wszelkim przymusem. Na przykład, poznając jakiegoś człowieka daję mu carte blanche akceptując go takim, jakim jest (chyba że ktoś na wstępie rzuci, że „Polska tylko dla Polaków, a Żydzi...”, wiadomo). Jestem w stanie zaakceptować fakt, że ktoś wierzy w Boga, że ma dość nietypowe upodobania (z wyjątkiem tych karalnych), sympatyzuje z określoną partią czy drużyną piłkarską, albo ma niezrozumiałe dla mnie fobie. Dużo rzeczy jestem w stanie tolerować dopóki, ktoś nie zaczyna mnie agitować i nie próbuje, za wszelką cenę, przeciągnąć na „ciemną stronę mocy”. W takich przypadkach, moja tolerancja wygasa i zamienia się – delikatnie mówiąc – w niechęć.
Czego nie toleruję „od pierwszego wejrzenia”? Agresywnych lub krzywdzących zachowań (fizycznych i słownych), zarówno wobec ludzi jak i zwierząt. Nie toleruję również patologicznych kłamców i „życiowych akwizytorów” usiłujących wcisnąć innym swoje poglądy, wiarę czy przekonania, bez względu na to, czy chcemy tego, czy nie. Nie toleruję także tych, którzy innym narzucają swoją wolę i próbują kształtować ludzi oraz ich życie według własnego widzimisię. Jestem uczulony na powyższe zachowania, bo przez wiele lat „musiałem je tolerować”, jak i ludzi, dla których te zachowania były standardem. Dzisiaj, czuję się wyzwolony z takiego musu i dzięki temu czuję się szczęśliwszy.