News

Do tekstów pochodzących z bloga - wszelkie prawa są zastrzeżone

środa, 8 marca 2017

Codzienność transseksualisty


Są osoby, którym transseksualizm wypełnia niemal całą dobę. Są tak skupieni na swoim TS, że nie mają czasu ani ochoty na nic innego. Nie wyobrażam sobie takiego życia i podejrzewam, że większość psychicznych dołów i dołków, bierze się właśnie z takiego zatrzaśnięcia w transseksualnej rzeczywistości. Zrozumiałbym, gdyby był to stan przejściowy. Któż z nas nie doświadczył zniechęcenia, poczucia bezsensowności istnienia i czarnych, depresyjnych dni? Chyba nikogo to nie ominęło. Zrozumiałbym nawet, gdyby podobna niemoc życiowa dopadła osoby, które wiedzą, że są TS, ale wiedzą również, że choćby z powodów rodzinnych, nie będzie im dane posmakować życia w płci, którą odczuwają. Choć, jak widać na moim przykładzie, nic nie jest przesądzone.
Jednakże, najczęściej w stan odrętwienia popadają ci, którzy już znaleźli się na drodze diagnostyki i korekty płci. I zazwyczaj nie wynika to wcale z niepewności, czy postępują właściwie, lecz z przekonania, że prawdziwe życie zacznie się po korekcie, a przed – nie warto w nic się angażować. Trwają więc w totalnym zawieszeniu i czekają na TEN DZIEŃ, który odmieni ich życie.
Raczej trzymam się ziemi, a nie obłoków, więc mam nieco inne podejście do teraźniejszości i mglistej przyszłości. Podejrzewam, że poza wyglądem, głosem i danymi osobowymi, w moim życiu niewiele się zmieni. Nadal będę miał obowiązki, takie same, jak dotychczas, nadal będę poświęcał czas swoim pasjom i nadal będę ciekawy świata i innych ludzi. Będę pracował zawodowo, a w domu będę sprzątał, prał, gotował, chodził na spacery z moimi psami, bawił się z nimi, będę oglądał filmy, czytał książki, pisał bloga, będę też zaglądał na fora, spotykał ze znajomymi... Nic nowego.
Od chwili, gdy podjąłem decyzję o korekcie płci, staram się jak najlepiej przygotować grunt pod to, co nastąpi. Pewnie, że miewam okresy nicnierobienia, ale trwają one góra kilka dni, po czym wracam do życia. To, co udało mi się osiągnąć przez ostatnich 10 miesięcy, dla mnie to naprawdę dużo: rozpocząłem diagnostykę, ukończyłem z bardzo dobrym wynikiem kurs zawodowy, a przede wszystkim, wydostałem się o własnych siłach z bezdomności. Na dobrą sprawę, nie musiałem niczego zmieniać w swoim życiu, przynajmniej do czasu rozpoczęcia hormonoterapii. Mogłem nadal mieszkać w schronisku (nikt mnie stamtąd przecież nie wyrzucał) i nie martwiłbym się o tysiąc innych rzeczy, o które muszę się martwić się jako osoba „domna”. Ale zdawałem sobie sprawę, że jeśli nie ruszę tyłka i nie zawalczę o normalne życie (bo życie w schronisku, nie jest normalnym życiem), to nie mam nawet co marzyć, by przejść tak trudną drogę, jaką jest korekta płci.
Wpis ten nie ma na celu krytykowania kogokolwiek, bo dawniej sam wielokrotnie poddawałem się marazmowi czekając na coś, co miało nastąpić w przyszłości. Wiem już, że to marna metoda, bo wówczas czas niemal zatrzymuje się w miejscu, godziny i dni wloką się niemiłosiernie, a upragniony TEN DZIEŃ zamiast przybliżać – oddala się albo nigdy nie następuje. Na szczęście, takie stany trwały u mnie krótko, bo nie potrafię, na dłuższą metę, zajmować się tylko czekaniem i swoimi myślami. Ale o tym kiedy indziej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za dodanie komentarza :) Twój komentarz pojawi się po zatwierdzeniu.