18
listopada... Dwa lata bez domu. Cholernie długie i trudne dwa lata.
O czym myślałem, czego chciałem dwa lata temu? Myślałem i
chciałem tylko jednego – przestać istnieć. I tak było przez
kolejny rok. Życie w totalnym zawieszeniu, wycofaniu – zewnętrznym
i wewnętrznym. Mogłem pójść na tory i w chwilę rozwiązać
wszystkie swoje problemy. Zero motywacji do dalszego istnienia, zero
motywacji do czegokolwiek. I co takiego się stało, że postanowiłem
kontynuować swoje życie?
Przypomniałem
sobie słowa pewnej bardzo mądrej osoby: „Pamiętaj, cokolwiek
dzieje się w twoim życiu dobrego czy złego – dzieje się po
coś”. Zacząłem więc szukać pozytywnych stron całej sytuacji i
znalazłem ich co najmniej kilka. Jednak, do przysłowiowego pionu
postawiło mnie coś innego. Przypomniałem sobie również teorię,
że każdy z nas ma coś ważnego do zrealizowania w życiu, ma
pewną drogę do przejścia i jeśli zejdzie z tej drogi, wówczas
los robi mu rozmaite psikusy, by na nią powrócił. Słyszałem też
trochę inną wersję, że los celowo utrudnia nam zadanie, byśmy
pokonywali własne słabości i w ten sposób doskonalili charakter,
rozwijali się.
Urodziłem
się w niewłaściwym ciele, czego świadomość miałem od
dzieciństwa, ale nie potrafiłem tego nazwać. Od momentu, gdy wiem,
że jest to transseksualizm, kilka razy schodziłem ze swojej drogi.
Próbowałem wszystkiego, by zaprzeczyć samemu sobie – ignorowałem
odczucia, za wszelką cenę próbowałem przestawić się na tryb:
„zgodnie z fizyczną płcią”, zapomnienia szukałem w pracy i
swoich pasjach. Wszystko na nic. Uparcie jednak żyłem tak, jak inni
chcieli bym żył. Wbiłem sobie do głowy, że nigdy już tego nie
zmienię, bo zawsze będzie przy mnie ktoś, kto zażąda, abym się
dostosował do „normy”.
Rok
temu dotarło do mnie, że już nie mam czego się obawiać, bo w
moim życiu stało się wszystko, co najgorsze. Wróciłem więc do
punktu, w którym kiedyś zatrzymałem się dla dobra innych, swoje
dobro odkładając ad acta. Wróciłem na właściwą drogę i...
poczułem się pewnie i bezpiecznie. Dzisiaj wiem, że jestem tu,
gdzie powinienem być. Przede mną droga, która na pewno nie jest
łatwa, ale jest MOJA. Po raz pierwszy w życiu, tylko MOJA. Dam
sobie radę, cokolwiek się wydarzy.
Cieszę się, że udało Ci się znaleźć swoją drogę w życiu. Mam nadzieję, że wszystko co zaplanowałeś i o czym marzysz, uda się zrealizować.Powodzenia!
OdpowiedzUsuńTeż mam taką nadzieję, mimo opóźnień niezależnych ode mnie. W każdym razie, jestem już na początku kolejki w poczekalni życia :)
OdpowiedzUsuńI masz rację, sami wybieramy własną drogę - nikt nie może nam zakazać nią iść. Na pewno Ci się uda. Trzymam kciuki.
OdpowiedzUsuńDzięki :)
OdpowiedzUsuń