Nie
pamiętam, kiedy w ostatnich kilku miesiącach przespałem całą
noc. Zazwyczaj dość późno kładłem się spać, ale od dłuższego
czasu, nie dość, że późno zasypiam to budzę się o jakichś
dzikich porach, np. przed 4 raną. W tym systemie sypiam jakieś 1,5
do maksymalnie 3 godzin na dobę. Jak długo mój organizm to
wytrzyma? Czy w ogóle zależy mi jeszcze, by mój organizm
prawidłowo funkcjonował?
Wiem
jedno, że po wielu latach szarpania się z różnymi rzeczami (i
niektórymi ludźmi też), po przewlekłych lub permanentnych
okresach stresu, zmagania się z depresją, przychodzi taki moment,
że wszystko wokół obojętnieje. I ja, od jakiegoś czasu znajduję
się właśnie w takim punkcie. Cudna obojętność. W mojej sytuacji
to idealny stan – niczego nie oczekiwać od innych, od losu. Mam
jeden cel i powoli go sobie realizuję, jedynie terminy narzucone
przez innych mnie dobijają, bo trzeba czekać.
Powiem
jak Tewie Mleczarz: „ale z drugiej strony”, to u mnie norma, całe
życie na coś czekam, więc to nic nowego. Potrafię czekać, choć
na niektóre rzeczy wolałbym jednak nie czekać. Ale nie wszystko
zależy ode mnie.
A
skoro już o nocnej porze mowa... Są takie chwile, kiedy marzy mi
się, by zamiast do poduchy, przytulić się do kogoś, objąć
pogłaskać etc. Zwłaszcza to „etc.”, ponieważ od zawsze
cierpię na „zespół niespokojnych rąk”, co znaczy mniej więcej
tyle, że w bliskim kontakcie z drugim osobnikiem, trudno mi utrzymać
ręce przy sobie. Takie małe zboczonko. Czy jeszcze kiedyś będzie
mi dane...?
W
sumie, przywykłem do samotności – umeblowałem ją na swój
własny sposób i nie jest mi dramatycznie źle. Może dlatego, że
zapomniałem już, jak to jest być z kimś. Na początku było
trudno, ale teraz... Nie mam parcia na bycie z kimkolwiek, bo to bez
sensu.
Niedawno
temu pewna znajoma przywaliła mi tekstem, że ktoś taki jak ja, nie
powinien mieć wymagań...
Really?
Może fizycznie jestem w paru miejscach ułomny, ale mózg mam
całkiem sprawny i seksowny. Dlaczego więc miałbym się godzić na,
np. bycie z kimś, kto nie odpowiada zupełnie moim intelektualnym
potrzebom? Jeśli miałbym się męczyć z kimś takim, to – na
serio – wolę być sam.
I
tym, na wpół optymistycznym akcentem, kończę nocne rozmyślania.
Dobranoc.
Ja na to mówię tulanioholizm hehehe.
OdpowiedzUsuńTak, do samotności można przywyknąć. Ja od zawsze jestem sam i zaczynam się łapać na tym, że pomału się w tym zatracam. A to zły znak. Czasami mam wrażenie, że nie potrafiłbym już nawiązać z kimś bliższej relacji. Że taka osoba by mi wadziła. Dziwne i niepokojące - przynajmniej dla mnie.
Mi też ktoś, kiedyś powiedział, że poiwnienem być z byle kim, byle żeby był. Ale tak, jak sam napisałeś, to byłoby męczące.
As
Tulanioholizm - dobre :)
UsuńDoskonale Cię rozumiem - ma się jakiś rytm dnia, zajęcia obowiązkowe i własne, nikomu z niczego nie trzeba się tłumaczyć... To coś jak w piosence Chłopców z Placu Broni: "Wolność kocham i rozumiem. Wolności oddać nie umiem". Też się boję, że może nie potrafiłbym dzielić z kimś wspólnej przestrzeni. Człowiek by chciał, ale się boi. Tak samo boję się, że kiedyś będę żałował, że tak odpuściłem...