News

Do tekstów pochodzących z bloga - wszelkie prawa są zastrzeżone

poniedziałek, 2 maja 2016

Nocne gadanie z samym sobą


Nie pamiętam, kiedy w ostatnich kilku miesiącach przespałem całą noc. Zazwyczaj dość późno kładłem się spać, ale od dłuższego czasu, nie dość, że późno zasypiam to budzę się o jakichś dzikich porach, np. przed 4 raną. W tym systemie sypiam jakieś 1,5 do maksymalnie 3 godzin na dobę. Jak długo mój organizm to wytrzyma? Czy w ogóle zależy mi jeszcze, by mój organizm prawidłowo funkcjonował?
Wiem jedno, że po wielu latach szarpania się z różnymi rzeczami (i niektórymi ludźmi też), po przewlekłych lub permanentnych okresach stresu, zmagania się z depresją, przychodzi taki moment, że wszystko wokół obojętnieje. I ja, od jakiegoś czasu znajduję się właśnie w takim punkcie. Cudna obojętność. W mojej sytuacji to idealny stan – niczego nie oczekiwać od innych, od losu. Mam jeden cel i powoli go sobie realizuję, jedynie terminy narzucone przez innych mnie dobijają, bo trzeba czekać.
Powiem jak Tewie Mleczarz: „ale z drugiej strony”, to u mnie norma, całe życie na coś czekam, więc to nic nowego. Potrafię czekać, choć na niektóre rzeczy wolałbym jednak nie czekać. Ale nie wszystko zależy ode mnie.
A skoro już o nocnej porze mowa... Są takie chwile, kiedy marzy mi się, by zamiast do poduchy, przytulić się do kogoś, objąć pogłaskać etc. Zwłaszcza to „etc.”, ponieważ od zawsze cierpię na „zespół niespokojnych rąk”, co znaczy mniej więcej tyle, że w bliskim kontakcie z drugim osobnikiem, trudno mi utrzymać ręce przy sobie. Takie małe zboczonko. Czy jeszcze kiedyś będzie mi dane...?
W sumie, przywykłem do samotności – umeblowałem ją na swój własny sposób i nie jest mi dramatycznie źle. Może dlatego, że zapomniałem już, jak to jest być z kimś. Na początku było trudno, ale teraz... Nie mam parcia na bycie z kimkolwiek, bo to bez sensu.
Niedawno temu pewna znajoma przywaliła mi tekstem, że ktoś taki jak ja, nie powinien mieć wymagań...
Really? Może fizycznie jestem w paru miejscach ułomny, ale mózg mam całkiem sprawny i seksowny. Dlaczego więc miałbym się godzić na, np. bycie z kimś, kto nie odpowiada zupełnie moim intelektualnym potrzebom? Jeśli miałbym się męczyć z kimś takim, to – na serio – wolę być sam.
I tym, na wpół optymistycznym akcentem, kończę nocne rozmyślania. Dobranoc.

2 komentarze:

  1. Ja na to mówię tulanioholizm hehehe.
    Tak, do samotności można przywyknąć. Ja od zawsze jestem sam i zaczynam się łapać na tym, że pomału się w tym zatracam. A to zły znak. Czasami mam wrażenie, że nie potrafiłbym już nawiązać z kimś bliższej relacji. Że taka osoba by mi wadziła. Dziwne i niepokojące - przynajmniej dla mnie.
    Mi też ktoś, kiedyś powiedział, że poiwnienem być z byle kim, byle żeby był. Ale tak, jak sam napisałeś, to byłoby męczące.
    As

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tulanioholizm - dobre :)
      Doskonale Cię rozumiem - ma się jakiś rytm dnia, zajęcia obowiązkowe i własne, nikomu z niczego nie trzeba się tłumaczyć... To coś jak w piosence Chłopców z Placu Broni: "Wolność kocham i rozumiem. Wolności oddać nie umiem". Też się boję, że może nie potrafiłbym dzielić z kimś wspólnej przestrzeni. Człowiek by chciał, ale się boi. Tak samo boję się, że kiedyś będę żałował, że tak odpuściłem...

      Usuń

Dziękuję za dodanie komentarza :) Twój komentarz pojawi się po zatwierdzeniu.