Sporo
osób twierdzi, że Boże Narodzenie jest bardziej świąteczne od
Wielkanocy i ja się z tym zgadzam. Grudniowe święta są mi dużo
bliższe niż te wiosenne, bo zazwyczaj były bardziej uroczyste,
rodzinne, klimatyczne... Choinka i kolorowe światełka na niej,
opłatek, kolędy, stół zastawiony różnymi pysznościami,
rodzice, dziadkowie, ciocie, wujkowie, kuzynostwo. Potem, jak to w
życiu, coraz więcej pustych miejsc przy stole, ale ogólny klimat
pozostawał niezmieniony. Tak chciałbym pamiętać święta i nie
dopuszczać do głosu innych, niekoniecznie dobrych, wspomnień. Ale
nie da się.
Przedświąteczny
szał sprzątania, który odbierał przyjemność myślenia, że
zbliżają się święta. Ponadto był to okres najbardziej tworzący
konflikty pomiędzy moimi rodzicami, a przede wszystkim pomiędzy
matką a mną. Już od końca listopada o mojej matce śmiało można
było powiedzieć: chodząca furia. Nie było dnia, żeby nie
wyjechała z jakimś obraźliwym tekstem, nie było dnia, żeby do
czegoś się nie przyczepiła. Jako dziecko, to właśnie w tym
czasie, najczęściej obrywałem po głowie (i nie jest to żadna
przenośnia), bo spojrzałem krzywo na matkę, bo zbyt głośno
zamknąłem drzwi, bo powiedziałem coś, czego ona nie powinna była
usłyszeć a usłyszała, bo ułożyłem inaczej rzeczy niż matka mi
kazała, bo zbyt wolno sprzątałem lub coś pominąłem. Każdy
powód był dobry, by mnie popchnąć, szarpnąć, uderzyć w twarz,
głowę, plecy, albo nawciskać mi, że do niczego się nie nadaję,
że każda inna dziewczynka... Mój ojciec też obrywał słownie, bo
nie rozumiał idei „szału sprzątania”. Uważał, że święta
są dla nas, a nie my dla świąt, a dom to nie jest sala operacyjna,
żeby w każdym zakamarku było sterylnie. Najczęściej więc do
kolacji wigilijnej siadaliśmy w niezbyt dobrych nastrojach, a
składane życzenia były bardziej oficjalne niż płynące z serca.
Potem
dorosłem, mojego taty zabrakło, ale reszta, w większości,
pozostała bez zmian. Jedynie bicie zostało zastąpione coraz
wymyślniejszymi obelgami i udowodnianiem na każdym kroku, że
niczego nie umiem zrobić jak należy. Niczego poza gotowaniem. W
przypadku gotowania, matka nie bardzo mogła się na mnie wyżywać,
bo to akurat zawsze dobrze mi wychodziło. Nic dziwnego, gotować
uczyła mnie babcia, która w kuchni była alfą i omegą. Ale nawet
jeśli rodzina zachwycała się głośno moimi potrawami, matka i
tak, musiała wtrącić swoje trzy grosze, że gdybym dodał coś
tam, to byłoby smaczniejsze. Nie mogła przeboleć, że ktoś chwali
moje – wątpliwe dla niej – umiejętności.
Jak
wspomniałem, eskalacja matczynej furii zaczynała się, mniej
więcej, na miesiąc przed świętami, a kończyła tuż przed
Wigilią, na odświętnym stroju, co dla mnie było olbrzymim
problemem, bo albo czułem się jak przebieraniec, albo musiałem
wysłuchać niepochlebnych uwag na temat mojego wyglądu i dżinsów
na tyłku, które nijak pasują do świątecznego wizerunku.
Prezenty
– jedna z najprzyjemniejszych rzeczy kojarzących się ze świętami.
Z tym też bywało różnie. Po zniszczeniu przeze mnie dwóch lalek,
nikt już nie inwestował kasy w kolejne, na szczęście. W dorosłym
życiu, na pytanie: „Co chcesz pod choinkę”, odpowiadałem:
„Książkę”. Prawie 10 lat należałem do Klubu „Świata
Książki”, więc zazwyczaj wcześniej dostawałem pieniądze, a
książkę kupowałem sam. Cieszyło mnie też, gdy dostawałem jakiś
przyzwoity kalendarz-terminarz. Jednak, od chwili, gdy wyoutowałem
się przed matką, przez wiele kolejnych lat, uparcie kupowała mi na
wszelkie prezenty coś, z czego każda kobieta cieszyć się powinna:
spódniczki, bluzeczki, torebki, kosmetyki do makijażu, apaszki i
podobne rzeczy. Potem prezenty zalegały tylko w mojej szafie, a ja,
wysłuchiwałem pretensji, że wyglądam jak fleja, a takie piękne
ciuszki marnują się. Ażeby się nie marnowały, przy okazji
przedświątecznych porządków, zawsze udało mi się coś z tych
ciuszków oddać na jakiś zbożny cel.
Mojej
matki już nie ma, nie ma też szału porządków i nerwowej
atmosfery. Staram się na co dzień utrzymywać porządek, więc
sprzątanie na święta zajmuje mi najwyżej dwa, trzy dni. Obecnie
mogę usiąść przy wigilijnym stole ubrany w dżinsy i koszulę,
nie muszę też obawiać się niechcianych prezentów, a przede
wszystkim, nie muszę udawać kogoś, kim nie jestem i nigdy nie
byłem.
Spokojnych
Świąt, Kochani...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za dodanie komentarza :) Twój komentarz pojawi się po zatwierdzeniu.