News

Do tekstów pochodzących z bloga - wszelkie prawa są zastrzeżone

niedziela, 25 grudnia 2016

Świąteczny czas


Sporo osób twierdzi, że Boże Narodzenie jest bardziej świąteczne od Wielkanocy i ja się z tym zgadzam. Grudniowe święta są mi dużo bliższe niż te wiosenne, bo zazwyczaj były bardziej uroczyste, rodzinne, klimatyczne... Choinka i kolorowe światełka na niej, opłatek, kolędy, stół zastawiony różnymi pysznościami, rodzice, dziadkowie, ciocie, wujkowie, kuzynostwo. Potem, jak to w życiu, coraz więcej pustych miejsc przy stole, ale ogólny klimat pozostawał niezmieniony. Tak chciałbym pamiętać święta i nie dopuszczać do głosu innych, niekoniecznie dobrych, wspomnień. Ale nie da się.
Przedświąteczny szał sprzątania, który odbierał przyjemność myślenia, że zbliżają się święta. Ponadto był to okres najbardziej tworzący konflikty pomiędzy moimi rodzicami, a przede wszystkim pomiędzy matką a mną. Już od końca listopada o mojej matce śmiało można było powiedzieć: chodząca furia. Nie było dnia, żeby nie wyjechała z jakimś obraźliwym tekstem, nie było dnia, żeby do czegoś się nie przyczepiła. Jako dziecko, to właśnie w tym czasie, najczęściej obrywałem po głowie (i nie jest to żadna przenośnia), bo spojrzałem krzywo na matkę, bo zbyt głośno zamknąłem drzwi, bo powiedziałem coś, czego ona nie powinna była usłyszeć a usłyszała, bo ułożyłem inaczej rzeczy niż matka mi kazała, bo zbyt wolno sprzątałem lub coś pominąłem. Każdy powód był dobry, by mnie popchnąć, szarpnąć, uderzyć w twarz, głowę, plecy, albo nawciskać mi, że do niczego się nie nadaję, że każda inna dziewczynka... Mój ojciec też obrywał słownie, bo nie rozumiał idei „szału sprzątania”. Uważał, że święta są dla nas, a nie my dla świąt, a dom to nie jest sala operacyjna, żeby w każdym zakamarku było sterylnie. Najczęściej więc do kolacji wigilijnej siadaliśmy w niezbyt dobrych nastrojach, a składane życzenia były bardziej oficjalne niż płynące z serca.
Potem dorosłem, mojego taty zabrakło, ale reszta, w większości, pozostała bez zmian. Jedynie bicie zostało zastąpione coraz wymyślniejszymi obelgami i udowodnianiem na każdym kroku, że niczego nie umiem zrobić jak należy. Niczego poza gotowaniem. W przypadku gotowania, matka nie bardzo mogła się na mnie wyżywać, bo to akurat zawsze dobrze mi wychodziło. Nic dziwnego, gotować uczyła mnie babcia, która w kuchni była alfą i omegą. Ale nawet jeśli rodzina zachwycała się głośno moimi potrawami, matka i tak, musiała wtrącić swoje trzy grosze, że gdybym dodał coś tam, to byłoby smaczniejsze. Nie mogła przeboleć, że ktoś chwali moje – wątpliwe dla niej – umiejętności.
Jak wspomniałem, eskalacja matczynej furii zaczynała się, mniej więcej, na miesiąc przed świętami, a kończyła tuż przed Wigilią, na odświętnym stroju, co dla mnie było olbrzymim problemem, bo albo czułem się jak przebieraniec, albo musiałem wysłuchać niepochlebnych uwag na temat mojego wyglądu i dżinsów na tyłku, które nijak pasują do świątecznego wizerunku.
Prezenty – jedna z najprzyjemniejszych rzeczy kojarzących się ze świętami. Z tym też bywało różnie. Po zniszczeniu przeze mnie dwóch lalek, nikt już nie inwestował kasy w kolejne, na szczęście. W dorosłym życiu, na pytanie: „Co chcesz pod choinkę”, odpowiadałem: „Książkę”. Prawie 10 lat należałem do Klubu „Świata Książki”, więc zazwyczaj wcześniej dostawałem pieniądze, a książkę kupowałem sam. Cieszyło mnie też, gdy dostawałem jakiś przyzwoity kalendarz-terminarz. Jednak, od chwili, gdy wyoutowałem się przed matką, przez wiele kolejnych lat, uparcie kupowała mi na wszelkie prezenty coś, z czego każda kobieta cieszyć się powinna: spódniczki, bluzeczki, torebki, kosmetyki do makijażu, apaszki i podobne rzeczy. Potem prezenty zalegały tylko w mojej szafie, a ja, wysłuchiwałem pretensji, że wyglądam jak fleja, a takie piękne ciuszki marnują się. Ażeby się nie marnowały, przy okazji przedświątecznych porządków, zawsze udało mi się coś z tych ciuszków oddać na jakiś zbożny cel.
Mojej matki już nie ma, nie ma też szału porządków i nerwowej atmosfery. Staram się na co dzień utrzymywać porządek, więc sprzątanie na święta zajmuje mi najwyżej dwa, trzy dni. Obecnie mogę usiąść przy wigilijnym stole ubrany w dżinsy i koszulę, nie muszę też obawiać się niechcianych prezentów, a przede wszystkim, nie muszę udawać kogoś, kim nie jestem i nigdy nie byłem.
Spokojnych Świąt, Kochani...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za dodanie komentarza :) Twój komentarz pojawi się po zatwierdzeniu.