News

Do tekstów pochodzących z bloga - wszelkie prawa są zastrzeżone

czwartek, 23 lutego 2017

Ucząc się na błędach


[Notatka z 21 lutego 2017, przeniesiona z Blog.pl]

Uczymy się na własnych błędach, bo cudze jeszcze nikogo i niczego nie nauczyły. Czy na pewno uczymy się na własnych błędach, czy tylko zaklinamy rzeczywistość i nadal zachowujemy się, jak dawni my? A jeśli po raz drugi, piąty, dziesiąty popełniamy ten sam błąd, to co musi się stać, żebyśmy wreszcie przejrzeli na oczy? Ja, wiem już co. Trzeba od życia (tudzież innych ludzi) tak dostać po ryju, doznać maksymalnej traumy, żeby zacząć myśleć, nad tym, co się robi i zacząć wyciągać wnioski z własnej przeszłości. A one, na ogół, nie są miłe.
Choć gmeranie we własnej przeszłości często jest zabiegiem bolesnym, warto go przeprowadzić, dla własnego dobra i z szacunku dla samego siebie. Każde dziecko wie przecież, że jeśli nie szanujemy siebie, inni tym bardziej nie będą nas szanowali. Nie raz przekonałem się, że ta zasada działa, choć akurat przekonałem się w negatywny sposób. Pora więc zmądrzeć.
Pierwszy „chory” układ, jaki zawsze przychodzi mi na myśl w takich okolicznościach, to relacje z matką. Tak bardzo chciałem „zasłużyć” na jej miłość, że bałem się jej sprzeciwić (bałem się też konsekwencji sprzeciwu). Wyobrażałem sobie, że jeśli zrobię coś, co ona chce, wreszcie będzie ze mnie zadowolona i uzna, że jednak ma fajne dziecko. Z każdym kolejnym razem, moje szanse na uznanie matki malały, ale z uporem maniaka powtarzałem te same błędy, licząc na cud chyba. Cud się nie zdarzył, a ja, stanąłem wobec faktu, że w ten sposób przegrałem własne życie. Dzisiaj, czuję się tak, jakbym wydostał się spod wpływu jakiejś sekty. Dosłownie.
Przede wszystkim, we własnej głowie muszę odkręcić to, co zostało tam wkręcone. Efekty już są – przestałem uzależniać poczucie własnej wartości od tego, jak oceniają mnie inni ludzie i ilu tych ludzi jest. Nie staram się też „zasługiwać” na cokolwiek, bo to droga, która prowadzi donikąd. Uczę się od nowa szanować siebie i nie pozwalam, by ktokolwiek – mówiąc wojskowym żargonem – skakał mi po pagonach. A jestem szczególnie wyczulony na pewne zachowania, które kiedyś, u pewnego człowieka, zignorowałem i zapłaciłem bardzo wysoką cenę. Jeśli dostrzegam u kogoś cały zespół takich zachowań, nie mam ochoty na dalsze utrzymywanie znajomości, choćby dlatego, że budzi ona mój wewnętrzny sprzeciw. Musiałbym więc po raz kolejny w życiu robić coś w niezgodzie ze sobą. Wyrosłem już z tego. W tym przypadku nie idę na kompromis i nie będę przymykał oka. Nie zamierzam już być jedynie wykonawcą cudzej woli i budować czyjegoś dobrego samopoczucia własnym kosztem. Przez większość dotychczasowego życia tak robiłem i przejechałem się na tym. Drugi raz nie popełnię tego samego błędu.
W procesie rozliczania się z przeszłością i porządkowania swojej psychiki bardzo pomógł mi niedawno napisany życiorys emocjonalny. Co najważniejsze, wyzbyłem się tego, co niszczyło mnie od środka – poczucia żalu do ludzi, którzy w pewien sposób ukształtowali moje życie i mieli na nie większy wpływ, niż ja sam. Dzisiaj moje uczucia wobec nich są neutralne.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za dodanie komentarza :) Twój komentarz pojawi się po zatwierdzeniu.