Turystyka
krajowa, nasza historia to moje pasje. Może kogoś z Was zainspiruje
mój filmik...
News
Do tekstów pochodzących z bloga - wszelkie prawa są zastrzeżone
piątek, 27 maja 2016
sobota, 14 maja 2016
"Przystojny jestem"
Tytuł
jest przewrotny. Nie, nie jestem narcyzem, nie pieję z zachwytu, gdy
zdarza mi się zerknąć w lustro i raczej staram się w nie nie
zerkać – jeszcze nie.
Byłem
dzieckiem przewrażliwionym, bo ciągle słyszałem od Mamy, czego
nie potrafię, że będę „nikim”, że inni są tacy wspaniali i
radzą sobie ze wszystkim tylko ja nie etc. Po iluś latach takiego
kodowania, każda uwaga (niekoniecznie złośliwa) przychodząca z
zewnątrz powodowała, że wpadałem w coraz większy psychiczny dół.
Na dłuższą metę, tak się żyć nie dało. Musiałem nauczyć się
podchodzić do siebie z dystansem, a nawet żartować z rzeczy, które
nie zawsze są śmieszne dla mnie. Dzięki temu przetrwałem
niejedno. I dzisiejszy filmik jest najlepszym tego przykładem.
Nie
powstał on, tak sobie, dla zwykłego żartu. Choć przy robieniu go,
świetnie się bawiłem. Jest to moja odpowiedź na prośby o fotkę.
Profil na Facebooku nie jest portalem randkowym (przynajmniej dla
mnie), więc nie wszystko trzeba na nim pokazywać. Zresztą, nigdy
nie byłem fanem zamieszczania prywatnych zdjęć na portalach
społecznościowych czy forach dyskusyjnych – i tego nadal będę
się trzymał. Ludzie znający mnie osobiście, wiedzą jak wyglądam
i nie potrzebują oglądać na Fejsie mojej face. A Znajomi –
Nieznajomi? Cóż, większość z nich (nie wszyscy – podkreślam
dla jasności) wysyła zaproszenia, bo chcą mieć więcej znajomych
i nieraz klikają zupełnie bezmyślnie w „Wyślij zaproszenie”,
nie sprawdzając, do kogo należy dany profil. Bardzo często również
domagają się fotki osoby, które na własnym profilu nie mają
nawet fragmentu swojego zdjęcia. Jest to dla mnie wystarczający
powód, dla którego moje fotografie nie znajdą się ani na
fejsowym profilu, ani też w prywatnych wiadomościach.
niedziela, 8 maja 2016
Zapomniałem...
Zapomniałem, jak to jest
kłaść się spać obok Człowieka i budzić się przy Nim.
Zapomniałem, jak miło jest
pójść z Człowiekiem na spacer, do kina, teatru, na zakupy, czy
gdziekolwiek indziej.
Zapomniałem, jak to jest
wspólnie planować urlop albo wypad weekendowy.
Zapomniałem, jak gotuje się
na dwie osoby.
Zapomniałem, jak fajnie
jest razem obejrzeć film albo mecz, posłuchać muzyki, podyskutować
lub pomilczeć.
Zapomniałem, jak się czeka
na powrót Człowieka z pracy.
Zapomniałem, jak to jest
trzymać Człowieka za rękę.
Zapomniałem...
Po 10
latach można zapomnieć – wszystko.
Ludzie
często nie doceniają tego, co mają. Gonią za hajsem, który potem
zamieniają na przedmioty. Otaczają się coraz większą ilością
przedmiotów, a coraz mniejszą ilością ludzi. Dobra materialne
stają się sensem istnienia. Trzeba więc zasuwać po godzinach,
wziąć dodatkowe pół etatu, zrobić biznes, żeby dorównać, a
nawet przewyższyć, kuzyna albo sąsiada. Wszechobecna choroba
wściekłych krów: „Muuuszę to mieć”. A gdy jakieś dobro
luksusowe staje się nieosiągalne, pojawia się frustracja,
rozżalenie, a często depresja. Droga donikąd.
Przemijanie
w otoczeniu przedmiotów nie jest w stanie zaprowadzić nas do tego
miejsca, w którym – niczym fajerwerk – wybuchnie nam przed
oczami napis: „Totalne szczęście”. Zawsze znajdziemy kolejny
cel – kolejną rzecz do zdobycia, która, według nas, da poczucie
szczęścia. Potem będzie kolejna rzecz i kolejna... A do szczęścia
ciągle daleko.
Możesz
wydać półroczną pensję na zakup olbrzymiej „plazmy”, która
zawiśnie na Twojej ścianie. Możesz ją wielbić każdego dnia, ale
bez wzajemności. Droga „plazma” nie przykryje Cię kołdrą w
mroźną noc, nie zaparzy Ci malinowej herbaty, gdy będziesz chory,
nie przytuli, gdy będzie Ci źle, nie połazi z Tobą po górach lub
po nadmorskim brzegu...
Też
tak kiedyś robiłem, troszkę rekompensując sobie brak miłości w
toksycznym związku. Wreszcie przyszedł moment, gdy bez żalu
rozstałem się z jednym i drugim. Pozwoliłem, by życie ostro
przeczołgało mnie po betonie. Wyszło mi to na dobre. Dzięki tym
doświadczeniom, odkryłem inne wartości, dalekie od materialnych.
Zdałem sobie sprawę, że mając wszystko, tak naprawdę nie miałem
niczego, bo to, co miałem, było głównie efektem cudzych wizji
życia i cudzych marzeń – nie moich.
Ja,
chciałbym tylko odzyskać to, o czym zapomniałem, bo – tak
naprawdę – do szczęścia nie potrzeba zbyt wiele.
sobota, 7 maja 2016
Odczarować zaczarowane
Ponieważ
dość często bywam na forach dyskusyjnych dla osób trans, gdzie
dla każdego wszystko jest jasne i oczywiste, zdarza mi się
zapomnieć, że poza środowiskiem trans, nie wszyscy są
zorientowani, co do terminologii, jaką się posługuję i jak
wygląda proces tranzycji, czyli dostosowywania ciała do psychiki.
Pokrótce
opiszę tranzycję osoby k/m, czyli takiej, która fizycznie jest
kobietą, natomiast ma poczucie przynależności do płci męskiej,
czyli jest to ktoś taki jak ja.
Wszystko
zaczyna się od dość długiego okresu diagnozowania, by wykluczyć
inne schorzenia, które mogą powodować takie objawy. Są to więc
badania prowadzone przez seksuologa, psychologa, psychiatrę,
ginekologa. Lekarze często korzystają z przygotowanego przez
pacjenta „Życiorysu emocjonalnego”, w którym opisuje się
najważniejsze rzeczy łączące się z transseksualizmem. Wypełnia
się również testy, odpowiada na pytania zadawane przez lekarza. A
w międzyczasie wykonuje się badania laboratoryjne (podstawowe i
rozszerzone, łącznie z badaniem DNA), prześwietlenia itp.
Jeśli
pacjent nie ma wątpliwości, że chce dalszego leczenia, a wyniki
badań są prawidłowe, wówczas lekarz przepisuje hormony –
testosteron podawany w zastrzyku, w dawce odpowiednio dobranej dla
danego pacjenta. Od tego momentu hormony trzeba przyjmować do końca
życia.
Co
powoduje testosteron u k/m? Obniża się głos, pojawia zarost: na
twarzy, kończynach, brzuchu, klatce piersiowej, zmieniają się rysy
twarzy a także figura i powstaje „chłopak śląski: w barach
szeroki, w tyłku wąski” ;) Zwiększa się również siła
fizyczna, a przede wszystkim konstrukcja psychiczna – opanowanie,
logika, mniejsza emocjonalność itp. W jakim stopniu to wszystko się
zmienia, zależy też od genów odziedziczonych po ojcu czy dziadku.
Pamiętając
mojego Tatę i jednego z dziadków, to nie zanosi się, żebym był
Desperado, chociaż... Nigdy nie mów „nigdy”. Zawsze byłem
odważny, gdy trzeba było stanąć w obronie kogoś, jedynie siebie
nie potrafiłem bronić, ale to ostatnie już powoli się zmienia.
Najtrudniejszy
do przejścia jest czas od chwili, gdy pod wpływem hormonów zaczyna
zmieniać się wygląd, a w dokumentach ciągle są „stare” dane
osobowe. Raczej niewielu pracodawców chce mieć takiego dziwoląga
wśród pracowników, problemy pojawiają się też wszędzie tam,
gdzie trzeba okazać dokumenty lub posłużyć się imienną kartą
bankową. Trzeba dużej odporności, by tłumaczyć obcym ludziom,
dlaczego facet ma kobiece dane i jeszcze większej odporności, by
znosić durne lub obraźliwe uwagi, podśmiewanie się. Nic to.
Kolejnym
etapem jest wniesienie sprawy do sądu o sprostowanie aktu urodzenia.
Jeśli sąd jest łaskawy, wszystko może zakończyć się dość
szybko. Jeśli nie jest, wówczas znów trzeba uzbroić się w
cierpliwość – przejść kolejne badanie przez biegłego i czekać
na kolejną rozprawę. Dopiero, gdy ma się prawomocny wyrok w ręku,
można zmieniać wszelkie dokumenty, które jeszcze przydadzą nam
się w życiu: świadectwa szkolne, świadectwa pracy, dyplom, dowód
osobisty, paszport i co kto ma.
Wiadomo,
że zmiana danych łączy się z nowym imieniem (imionami), które
sami sobie wybieramy oraz nazwiskiem. Przy odpowiednim uzasadnieniu,
można również zmienić nazwisko, np. na nazwisko panieńskie
matki.
Potem
już tylko zostaje seria zabiegów chirurgicznych.
I –
mastektomia, czyli pozbycie się piersi, zwanych potocznie „towarem”.
Niektórzy „jedynkę” (pierwszą operację) wykonują przed
rozprawą w sądzie, ale jest ona wówczas w 100% odpłatna.
„Jedynkę”, po sprostowaniu aktu urodzenia, można zrobić na
NFZ, bowiem jest traktowana jak ginekomastia u mężczyzny.
II -
histerektomia radykalna, czyli usunięcie wewnętrznych narządów
kobiecych.
III -
neophalloplastyka z płata bocznego skóry (metoda stosowana w
Polsce), czyli wytworzenie penisa (bez protezowania) oraz – na
życzenie – moszny z protezami jąder. Obecnie to koszt ok. 16 000
zł.
„Trójkę”
można też zrobić inną metodą, może i lepszą, ale to metoda tak
droga, że mało kogo na nią stać. Metoidoplastyka to metoda
stosowana w Belgradzie. 4-etapowy zabieg, z protezowaniem penisa i
jąder, to koszt ok. 20 tys. euro.
Mam
nadzieję, że dość jasno wytłumaczyłem, jak przebiega proces
zmiany płci u transseksualistów k/m, a jeśli coś jest niezbyt
jasne – pytajcie :)
Zapraszam
również do poprzedniego wpisu i odsłuchanie audycji radiowej,
Inność niezawiniona
Audycja
radiowa z udziałem Ygi Kostrzewy z Lambdy Warszawa, na temat
transseksualizmu. Warto posłuchać.
poniedziałek, 2 maja 2016
Nocne gadanie z samym sobą
Nie
pamiętam, kiedy w ostatnich kilku miesiącach przespałem całą
noc. Zazwyczaj dość późno kładłem się spać, ale od dłuższego
czasu, nie dość, że późno zasypiam to budzę się o jakichś
dzikich porach, np. przed 4 raną. W tym systemie sypiam jakieś 1,5
do maksymalnie 3 godzin na dobę. Jak długo mój organizm to
wytrzyma? Czy w ogóle zależy mi jeszcze, by mój organizm
prawidłowo funkcjonował?
Wiem
jedno, że po wielu latach szarpania się z różnymi rzeczami (i
niektórymi ludźmi też), po przewlekłych lub permanentnych
okresach stresu, zmagania się z depresją, przychodzi taki moment,
że wszystko wokół obojętnieje. I ja, od jakiegoś czasu znajduję
się właśnie w takim punkcie. Cudna obojętność. W mojej sytuacji
to idealny stan – niczego nie oczekiwać od innych, od losu. Mam
jeden cel i powoli go sobie realizuję, jedynie terminy narzucone
przez innych mnie dobijają, bo trzeba czekać.
Powiem
jak Tewie Mleczarz: „ale z drugiej strony”, to u mnie norma, całe
życie na coś czekam, więc to nic nowego. Potrafię czekać, choć
na niektóre rzeczy wolałbym jednak nie czekać. Ale nie wszystko
zależy ode mnie.
A
skoro już o nocnej porze mowa... Są takie chwile, kiedy marzy mi
się, by zamiast do poduchy, przytulić się do kogoś, objąć
pogłaskać etc. Zwłaszcza to „etc.”, ponieważ od zawsze
cierpię na „zespół niespokojnych rąk”, co znaczy mniej więcej
tyle, że w bliskim kontakcie z drugim osobnikiem, trudno mi utrzymać
ręce przy sobie. Takie małe zboczonko. Czy jeszcze kiedyś będzie
mi dane...?
W
sumie, przywykłem do samotności – umeblowałem ją na swój
własny sposób i nie jest mi dramatycznie źle. Może dlatego, że
zapomniałem już, jak to jest być z kimś. Na początku było
trudno, ale teraz... Nie mam parcia na bycie z kimkolwiek, bo to bez
sensu.
Niedawno
temu pewna znajoma przywaliła mi tekstem, że ktoś taki jak ja, nie
powinien mieć wymagań...
Really?
Może fizycznie jestem w paru miejscach ułomny, ale mózg mam
całkiem sprawny i seksowny. Dlaczego więc miałbym się godzić na,
np. bycie z kimś, kto nie odpowiada zupełnie moim intelektualnym
potrzebom? Jeśli miałbym się męczyć z kimś takim, to – na
serio – wolę być sam.
I
tym, na wpół optymistycznym akcentem, kończę nocne rozmyślania.
Dobranoc.
niedziela, 1 maja 2016
Nie patrzę w lustro
NIE
PATRZĘ W LUSTRO
nie
patrzę w lustro
nie
mogę – to boli
gładka
tafla rani
duszę
tnie powoli
na
kawałki
krwawe
strzępy losu
mojego
– cudzego
wiecznego
chaosu
pomylone
odbicia
oczy
powieki łzy
koszmar
obcego ciała
lata
miesiące dni
za
ścianą z betonu
nie
ona lecz ja
spadła
ciemność
krzyk
duszy
i
dźwięk tłuczonego szkła
Autor:
AwryBoy
Subskrybuj:
Posty (Atom)